czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 2-Tajemnice przeszłości.

Paczka przyjaciół Pottera nie mogła uwierzyć.Ron stał z wybałuszonymi oczami,Hermionie szczęka opadła, a Neville prawie się przewrócił.Miał szczęście , po w porę złapał go George.Harry przycisnął się mocniej do piersi swego ojca. 
"Tak,to on.Mój tata-James Potter."-pomyślał uradowany Harry. 
Jeszcze nigdy chłopak nie czuł się tak,jak teraz.Jego serca nie wypełniała nienawiść do Voldemorta.We wnętrzu był najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi... 
Kiedy wreszcie Harry oderwał się z uścisku,James Potter zwrócił uwagę na jegomościa w czerwonym płaszczu.Człowiek już dawno opadł. Dziwne,że nie chwycił różdżki i nie rzucił żadnego zaklęcia.James miał już coś powiedzieć,kiedy w słowo wszedł mu zakapturzony człowieczek: 
-"Czarny pan zostawił po sobie więcej,niż moglibyście sobie wyobrazić,a ty , Jamesie Potterze,niedługo dowiesz się co to PRAWDZIWA śmierć.."- rzucił jegomość,po czym uśmiechnął się - "Jam jest ten ,który dokończy dzieła.Jam jest ten,co śmierci się nie boi.Jam jest ten,którego imienia świat się będzie lękał... Me imię to Salazar..." 
Coś huknęło w oddali.Wszyscy poza Potterami odwrócili się.Zobaczyli chmarę śmierciożerców teleportujących się dookoła stadionu. 
-Jesteśmy otoczeni!- krzyknął przerażony Ron. 
-Zachowajcie spokój!Chwyćcie się mnie! TERAZ! -krzyknął James . 
Dzieciaki posłusznie chwyciły się ramienia Pottera. Wszyscy poczuli małe mrowienie w okolicach łydek.Nie,to na pewno nie teleportacja - pomyślał Harry, po czym poczuł znajome kręcenie się wokół jego ojca. Poszarpana kurtka jego ojca była świstoklikiem.W sumie Harry nie mógł nadal uwierzyć,że to jego ojciec.To niemożliwe- pomyślał.Nagle poczuł niewiarygodny ból blizny.Tak, ta blizna nie bolała go od większego czasu. Jest to znak,że źle się dzieje,lecz Harry był na 100 % pewien,że Voldemort nie powrócił. 
Chłopak poczuł się bardzo słabo..
Harry obudził się.Znajdował się w jakimś namiocie.Leżał na łóżku polowym.Co najdziwniejsze,nie widział obok siebie przyjaciół.Nawet ojca.Wstał o własnych siłach,chociaż nadal był osłabiony.Dlaczego akurat ja muszę ciągle mdleć?Zawsze mdlałem,kiedy działo się coś ważnego ! -pomyślał Harry,po czym uśmiechnął się pod nosem.Wyszedł z namiotu.Rozejrzał się wokoło.Skądś znał to miejsce.Bardzo dobrze znał to miejsce.Rosły tu różne dziwne rośliny,żyły tutaj przeróżne zwierzątka,a co najważniejsze - była tutaj skromna chatka.Był to domek Hagrida.Harry podbiegł do drzwi i zapukał.Otworzył mu Hagrid.Wyściskał go, po czym Harry przerzucił wzrok na stół,przy którym zajadał się śniadaniem jego ojciec,James.Wymienili się kilkoma uściskami ręki. 
-Oj Harry,tak bardzo chciałem Cię znów zobaczyć.. -westchnął ojciec.- Dziękuje Hagridowi za to,że bardzo mi pomagał. (Tutaj mrugnął do Hagrida). Harry,twoi znajomi kręcą się po okolicy,bo chcieliśmy ,żebyś odzyskał siły. 
-Tato..-zaczął smutno Harry-Jak się tu znalazłeś,czy mama była z Tobą? 
-Ron i Hermiona wyglądają na bardzo lojalnych przyjaciół.Miałem okazję z nimi trochę pogawędzić-James szybko zmienił temat,jakby obawiając się dalszych pytań,na których nie udzieli odpowiedzi. 
Harry zjadł śniadanie,wyszedł na dwór i zaczął szukać przyjaciół.Znalazł ich wkrótce.Przywitali się,pogadali i patrzyli na piękne jezioro rozlewające się wokół Hogwartu.James prosił ich o szczególną dyskrecję,aby nikomu nie mówili,że James żyje.Harry nie dziwił się.Oczyma wyobraźni widział napis na pierwszej stronie "Proroka Codziennego" - WIELKI POWRÓT STARSZEGO POTTERA.To byłoby dopiero zamieszanie.Syn nie miał na razie zamiaru pytać ojca o to,jak się tu znalazł.To załatwi kiedy indziej.Okazało się później,że James poprosił Hagrida,aby pomógł mu odszukać Harry'ego.Miało być to szczególnie dyskretne.I tak ojciec obserwował swego syna w szóstym roku nauki w Hogwarcie,ukrywając się w chatce Hagrida.Tylko tyle udało mu się dowiedzieć.Nazajutrz wszyscy postanowili pojechać do Nory.Rodzice Rona wiedzieli o powrocie Jamesa.Jak?Ojciec Harry'ego sam postanowił to wyjawić. Początkowo Artur Weasley był bardzo podejrzliwy,ale w końcu bardzo się podekscytował.I tak spędzili przyjemne 2 tygodnie w domu Weasleyów.Któregoś dnia Harry,Ron i Hermiona postanowili umówić się na nocny spacer.Było ciepło i ciemno ,to idealne połączenie na przechadzkę. Syn , schodząc po schodach usłyszał,jak ojciec krzyczy przez sen. Pokusił się,by podsłuchać.. 
"LILY! NIEE! UWAŻAJ!COŚ TY JEJ ZROBIŁ! TY,TY ZDRAJCO!NIE!LILY!NIEE!" 
Wrzaski te obudziły cały dom Weasleyów.Trójka przyjaciół udawała,że dopiero co obudzili się. 
-Arturze,według mnie powinniśmy coś z nim zrobić- rzekła Molly. 
-Mam pomysł-szepnął George. 
Machnął różdżką,wypowiedział po cichu jakieś zaklęcie,po czym na ścianach pokoju  znalazły się dziwnie wyglądające fioletowo-rózowe gluty.
-Sam to wymyśliłem- wypiął się George,zapewne udając Percy'ego,który też kiedyś chwalił się w ten sposób.Zaklęcie to wyciszało pomieszczenie z hałasów.
Wszyscy , chichocząc ,opuścili pokój. 
Harry schował się w kącie.Chciał być przy nim.Być przy jego boku ,kiedy się obróci.Kilka minut później zasnął.Obudził się jakoś kilkadziesiąt minut po wrzaskach jego ojca.Zobaczył ,że łóżko jego taty jest puste.Na komodzie leżała kartka z wypisanymi na niej przypadkowymi słowami: 
"Wąż,śnieg,ciepło,kominek,Lily,zło,strach,miłość,niepowodzenie" 
Harry otworzył szafę.Jego ojciec zabrał wszystkie rzeczy!Wyjrzał przez okno.Jakaś postać wybiegła na podwórko dosiadając miotły.Chłopak bez zastanowienia pomknął na dół,w biegu chwytając Błyskawicę (jego wierną miotłę od Syriusza) oraz kurtkę.Jego tata uniósł miotłę.Kątem oka zauważył Harry'ego. 
-Przepraszam synu,nie mogę..-powiedział ze łzami w oczach James.-Sam muszę stawić temu czoła.
Rzucił na syna zaklęcie Petrificus Totalus,by ten nie ścigał go.Czar przeminął po jakiś 20 minutach. Chłopak zrozpaczony upadł na ziemię i zaczął łkać..

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 1 : Niepokój

Harry zszedł na dół do kuchni na śniadanie.Znajdował się aktualnie w Norze. Z uśmiechem na ustach powitała go pani Weasley,która szykowała właśnie jajecznicę z boczkiem. Usiadł pomiędzy Ronem i Hermioną. Niestety,nie było tak różowo,jak kiedyś . Dopiero co kilka tygodni temu skończyła się wojna z Voldemortem. Fred poświęcił życie,by ratować Harry'ego, George'owi odcięto ucho, a niektórzy inni,nieznani mu ludzie stracili życie. Walczyli w dobrej sprawie. Z zamyśleń wyrwała go pani Weasley,która zaczęła rozmowę:
-Ależ piękna pogoda. No,skarbeczki, zabierajcie się do jedzenia.-nakazała matka Rona.
Po skończonym śniadaniu cała trójka wyszła przed dom.Harry i Ron dyskutowali o Quidditchu,a Hermiona przyglądała się gnomom,które chciały okraść zawartość szopy Weasleyów. Nagle huknęło. Hermiona , Ron i Harry roześmiali się, bo myśleli , że ów stworki wpadły w pułapki,które w przeszłości budowali Fred i George. Przyjaciele zajrzeli do środka. Jednak nie były to gnomy. Ktoś , albo coś , próbowało się wydostać z kufra,który stał naprzeciwko półki z miotłami. Cała trójka trochę się przestraszyła,ale w końcu Ron odważył się otworzyć kufer. Podszedł i po prostu go otworzył. Wszyscy spodziewali się,że coś z niego wyskoczy,jednak mylili się. Na dnie kufra spoczywała jakaś kartka. Harry'ego przeszył niespodziewany ból głowy. Upadł na ziemię i wrzasnął. Ron i Hermiona natychmiast go unieśli i zanieśli na ławkę ogrodową.
-Harry,żyjesz?! - szepnęła przerażona Hermiona.
-Taa..taak ,dajcie mi chwilę - powiedział ledwo Harry,jakby każde słowo było dla niego oddzielnym ugodzeniem w brzuch.W głowie Harry'ego rozległ się jakiś głos:
"Boisko Quidditcha,26 lipca , godzina 12.Masz się nie spóźnić,inaczej będę niezadowolony."
Błysnęło czerwone światło i Harry się obudził. Rozejrzał się. Bez wątpienia nie był to sen. Na łóżku siedziała Ginny,Ron,George i Hermiona. Oboje wpatrywali się w niego przestraszeni. Harry opowiedział im o wizji.
-Eee tam...- machnął ręką George po czym uśmiechnął się -przecież nie raz miałeś wizje,nawet o Voldemorcie  i co ? Żyjesz chłopie!
Nikomu nie było do śmiechu.George , zrozumiawszy że nie jest pora na żarty, wyszedł z pokoju.
-Czy na pewno chcesz tam iść ? Tak po prostu ?Bez nikogo ? -spytała Ginny.
-Wiem,że to głupie,ale ten głos zdawał mi się znajomy.. - odrzekł Harry.
-Voldemort? Znowu ? - spytał zdziwiony Ron.
-Nie,żaden Voldemort.Przecież go pokonaliśmy, i to nie raz.-powiedział Harry,przewracając oczyma.
Potter postanowił ,że pójdzie tam,ale z przyjaciółmi. Ten głos naprawdę wydawał mu się znajomy. Brzmiał tak miło. Tak czule. Tak ciepło. Jednak nadal myślał o tajemniczej kartce,która spoczywała na dnie kufra.Przyjaciele doradzali mu , aby tego nie dotykał. Do 26 lipca pozostało mu niewiele czasu,więc postanowił się zrelaksować. Rozmawiał ze znajomymi, grał w Quidditcha u Weasleyów i odwiedzał Hagrida. Wreszcie nadszedł dzień 26 lipca. Obudził go Neville , którego Harry także zaprosił na wyprawę. Neville od czasu pokonania Czarnego Pana stał się łasy na przygody.Harry zszedł na dół,a na niego czekali już wszyscy: Hermiona,Ron , Ginny, Neville , George i Bill. Nie mówili o wyprawie państwu Weasley, gdyż Ci od razu kazaliby zostać im w domu.Jednak ciekawość wzięła górę . Wszyscy zebrali się w ogrodzie,po czym skoncentrowali się i teleportowali w inne miejsce. Było to oczywiście boisko do Quidditcha, na którym Harry tyle razy wygrywał mecze . Wtem, zauważyli zakapturzoną postać. Ów człek nie ubrał się tak,by wtapiać się w tło- wręcz przeciwnie, był ubrany w czerwoną szatę ze złotym kapturem zasłaniającym twarz.Wyglądało to tak, jakby chciał celowo się wyróżnić na tle zielonego boiska.
-"Harry Potterze,podejdź do mnie" - odezwał się tamten człowiek.
Harry nie ruszył się z miejsca.Głos nie brzmiał już tak ciepło. W ogóle nie brzmiał ciepło. Był zimny i ponury.
-"POWIEDZIAŁEM, podejdź!" - wrzasnął jegomość,po czym wyciągnął różdżkę.Już miał rzucić zaklęcie.Przy czubku jego różdżki zaczęły świecić zielone światełka.Wtem przyjaciele usłyszeli , jak ktoś wbiega na wejście . Był to jakiś mężczyzna w poszarpanych ubraniach,z plecakiem na plecach.Nie widzieli jego twarzy bo biegł zbyt szybko.Jak na swój wiek , a wyglądał na jakąś 40-stkę , miał bardzo dobrą kondycję.Mężczyzna ustał plecami do Harry'ego i reszty i twarzą do zakapturzonej postaci. Błyskawicznie zamachnął różdżką i krzyknął : "LEVICORPUS!" . Zakapturzony jegomość został zawieszony w powietrzu do góry nogami,przy okazji nie trafiając zaklęciem.
-Skąd on zna zaklęcie Levicorpus ?! - spytał przyjaciół Ron-myślałem że tylko my to znamy!
Mężczyzna obrócił głowę.Miał okulary.Mimo plam krwi na twarzy oraz nadłamanego nosa, Potter rozpoznał go.
-TATA?! - krzyknął zdziwiony Harry, po czym podbiegł do mężczyzny i objął go...