środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 1 : Niepokój

Harry zszedł na dół do kuchni na śniadanie.Znajdował się aktualnie w Norze. Z uśmiechem na ustach powitała go pani Weasley,która szykowała właśnie jajecznicę z boczkiem. Usiadł pomiędzy Ronem i Hermioną. Niestety,nie było tak różowo,jak kiedyś . Dopiero co kilka tygodni temu skończyła się wojna z Voldemortem. Fred poświęcił życie,by ratować Harry'ego, George'owi odcięto ucho, a niektórzy inni,nieznani mu ludzie stracili życie. Walczyli w dobrej sprawie. Z zamyśleń wyrwała go pani Weasley,która zaczęła rozmowę:
-Ależ piękna pogoda. No,skarbeczki, zabierajcie się do jedzenia.-nakazała matka Rona.
Po skończonym śniadaniu cała trójka wyszła przed dom.Harry i Ron dyskutowali o Quidditchu,a Hermiona przyglądała się gnomom,które chciały okraść zawartość szopy Weasleyów. Nagle huknęło. Hermiona , Ron i Harry roześmiali się, bo myśleli , że ów stworki wpadły w pułapki,które w przeszłości budowali Fred i George. Przyjaciele zajrzeli do środka. Jednak nie były to gnomy. Ktoś , albo coś , próbowało się wydostać z kufra,który stał naprzeciwko półki z miotłami. Cała trójka trochę się przestraszyła,ale w końcu Ron odważył się otworzyć kufer. Podszedł i po prostu go otworzył. Wszyscy spodziewali się,że coś z niego wyskoczy,jednak mylili się. Na dnie kufra spoczywała jakaś kartka. Harry'ego przeszył niespodziewany ból głowy. Upadł na ziemię i wrzasnął. Ron i Hermiona natychmiast go unieśli i zanieśli na ławkę ogrodową.
-Harry,żyjesz?! - szepnęła przerażona Hermiona.
-Taa..taak ,dajcie mi chwilę - powiedział ledwo Harry,jakby każde słowo było dla niego oddzielnym ugodzeniem w brzuch.W głowie Harry'ego rozległ się jakiś głos:
"Boisko Quidditcha,26 lipca , godzina 12.Masz się nie spóźnić,inaczej będę niezadowolony."
Błysnęło czerwone światło i Harry się obudził. Rozejrzał się. Bez wątpienia nie był to sen. Na łóżku siedziała Ginny,Ron,George i Hermiona. Oboje wpatrywali się w niego przestraszeni. Harry opowiedział im o wizji.
-Eee tam...- machnął ręką George po czym uśmiechnął się -przecież nie raz miałeś wizje,nawet o Voldemorcie  i co ? Żyjesz chłopie!
Nikomu nie było do śmiechu.George , zrozumiawszy że nie jest pora na żarty, wyszedł z pokoju.
-Czy na pewno chcesz tam iść ? Tak po prostu ?Bez nikogo ? -spytała Ginny.
-Wiem,że to głupie,ale ten głos zdawał mi się znajomy.. - odrzekł Harry.
-Voldemort? Znowu ? - spytał zdziwiony Ron.
-Nie,żaden Voldemort.Przecież go pokonaliśmy, i to nie raz.-powiedział Harry,przewracając oczyma.
Potter postanowił ,że pójdzie tam,ale z przyjaciółmi. Ten głos naprawdę wydawał mu się znajomy. Brzmiał tak miło. Tak czule. Tak ciepło. Jednak nadal myślał o tajemniczej kartce,która spoczywała na dnie kufra.Przyjaciele doradzali mu , aby tego nie dotykał. Do 26 lipca pozostało mu niewiele czasu,więc postanowił się zrelaksować. Rozmawiał ze znajomymi, grał w Quidditcha u Weasleyów i odwiedzał Hagrida. Wreszcie nadszedł dzień 26 lipca. Obudził go Neville , którego Harry także zaprosił na wyprawę. Neville od czasu pokonania Czarnego Pana stał się łasy na przygody.Harry zszedł na dół,a na niego czekali już wszyscy: Hermiona,Ron , Ginny, Neville , George i Bill. Nie mówili o wyprawie państwu Weasley, gdyż Ci od razu kazaliby zostać im w domu.Jednak ciekawość wzięła górę . Wszyscy zebrali się w ogrodzie,po czym skoncentrowali się i teleportowali w inne miejsce. Było to oczywiście boisko do Quidditcha, na którym Harry tyle razy wygrywał mecze . Wtem, zauważyli zakapturzoną postać. Ów człek nie ubrał się tak,by wtapiać się w tło- wręcz przeciwnie, był ubrany w czerwoną szatę ze złotym kapturem zasłaniającym twarz.Wyglądało to tak, jakby chciał celowo się wyróżnić na tle zielonego boiska.
-"Harry Potterze,podejdź do mnie" - odezwał się tamten człowiek.
Harry nie ruszył się z miejsca.Głos nie brzmiał już tak ciepło. W ogóle nie brzmiał ciepło. Był zimny i ponury.
-"POWIEDZIAŁEM, podejdź!" - wrzasnął jegomość,po czym wyciągnął różdżkę.Już miał rzucić zaklęcie.Przy czubku jego różdżki zaczęły świecić zielone światełka.Wtem przyjaciele usłyszeli , jak ktoś wbiega na wejście . Był to jakiś mężczyzna w poszarpanych ubraniach,z plecakiem na plecach.Nie widzieli jego twarzy bo biegł zbyt szybko.Jak na swój wiek , a wyglądał na jakąś 40-stkę , miał bardzo dobrą kondycję.Mężczyzna ustał plecami do Harry'ego i reszty i twarzą do zakapturzonej postaci. Błyskawicznie zamachnął różdżką i krzyknął : "LEVICORPUS!" . Zakapturzony jegomość został zawieszony w powietrzu do góry nogami,przy okazji nie trafiając zaklęciem.
-Skąd on zna zaklęcie Levicorpus ?! - spytał przyjaciół Ron-myślałem że tylko my to znamy!
Mężczyzna obrócił głowę.Miał okulary.Mimo plam krwi na twarzy oraz nadłamanego nosa, Potter rozpoznał go.
-TATA?! - krzyknął zdziwiony Harry, po czym podbiegł do mężczyzny i objął go...

2 komentarze:

  1. Jordanie!
    Cieszę się niesłychanie na wieść o Twoim blogu! :D Czytałam, czytałam, czytałam, aż przeczytałam i jestem pod wrażeniem. Czego tu się czepiać? Jest imponująco bezbłędne! Twoja znajomość Harrego Pottera również jest imponująca. :D Jedyną rzeczą, która może mi nie odpowiadać, jest brak kolejnego rozdziału, a - wierz mi - już zaczęłam tracić zmysły, wyczekując go. xD

    Pozdrawia Haniaczysko! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie :)
    Co do bezbłędności nie jestem pewien,bo były jakieś tam powtórzenia :)
    Ale dzięki za komentarz,właśnie coś takiego nakręca jeszcze bardziej do pisania :)
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń